lodówkę. - Tu quieres una cerveza?
- Nie, nie chcę piwa. Chcę odpowiedzi. Izzy wyjął jedno, otworzył je i pociągnął długi łyk. Odstawił puszkę i spojrzał na Dane'a jak na wściekłego psa. - Może od tego wszystkiego pomieszało ci się w głowie, amigo - zauważył. - Teraz wyobrażasz sobie, że zostawiłem klientów samych na pokładzie, wziąłem kuszę i zapolowałem sobie na kobietę, którą wszyscy zawsze lubili? - Widzę, że odwiedziła cię straż przybrzeżna - zauważył Dane. - O tak, odwiedziła. - Wskazał ręką kabinę. - Innym zadali po trzy pytania, mnie wałkowali przez dwadzieścia minut. - Handlujesz prochami. Ryzyko zawodowe. Wiesz, gliny, inni funkcjonariusze... Wszyscy lubią z tobą rozmawiać. Izzy uśmiechnął się lodowato. - Uważasz, że to ja sprzedaję dragi w szkole? 279 - Tak. Izzy pokręcił głową. - Ja sprzedaję dorosłym relaks. Może jacyś ludzie, z którymi współpracowałem, stali się chciwi i nieostrożni? Powiem im, żeby przestali. - Co ty sobie właściwie myślisz, Izzy? Uważasz, że tak po prostu się odczepię od ciebie? - Dzisiaj nie chodzi ci o narkotyki, tylko o Kelsey. Nie, jeszcze o Sheilę. - Ktoś próbował zabić Kelsey. A Sheila... - Według ciebie nie żyje. Dane nie odpowiedział. Izzy podszedł do koi, uniósł pokrywę i wyjął damską torebkę. - Chodzi ci o to? Oczywiście zauważyłem, Kelsey ją znalazła. Ale nie wiem, gdzie jest Sheila. Może rzeczywiście nie żyje, bywała w mało przyjemnych miejscach. Może wiedziała coś, czego nie powinna była wiedzieć? A może zrobiła coś, czego nie powinna była robić? W każdym razie ja jej nie zabiłem. Masz, weź to. Marnujesz czas. Przysiągłbym ci, że jej nie zabiłem, ale dla ciebie to gówno znaczy. Podsumujmy. Nie polowałem na Kelsey i nie zabiłem Sheili. Teraz zabieraj dupę z mojej łodzi. Dane nie drgnął. - Masz interesujące numery w swoim telefonie, Izzy. Izzy dopił piwo. - Tak, interesuję się wszystkimi. Wiem, gdzie kto jest i co robi. Dobrze jest dużo wiedzieć o ludziach. Może ja też zostanę pewnego dnia prywat- 280 nym detektywem i może nawet będę w tym lepszy