martyna wojciechowska z kim ma dziecko
Gdybym... gdybym czuła, ¿e istnieje jakies realne zagro¿enie, to wierz mi, sama chciałabym wrócic do szpitala. - Byłas bliska smierci - upierał sie Nick. Wzdrygneła sie i wyszeptała: - Wiem. Ale prosze... - Moim zdaniem to du¿y bład. - Musi pójsc do szpitala - wtracił sie Tom. W jego głosie zabrzmiała ostra nuta. Pochylił sie nad nia i zajrzał jej w usta. Marla nie ufała mu. Ani przez chwile. Ale wiedziała, ¿e teraz mo¿e wykorzystac fakt, i¿ Tom został zatrudniony. - Jesli cos sie stanie, ty tu bedziesz, prawda? - spytała. - Po własnie mój ma¿ cie wynajał, czy¿ nie? - No, tak - przyznał niechetnie, mru¿ac oczy. - Ale chciałbym, ¿eby najpierw zbadał pania lekarz. - Pojade do doktora Robertsona. Do kliniki albo do jego domu. Mówienie sprawiało jej niewypowiedziany ból. - Karetka ju¿ jedzie - stwierdził Nick. - Wiec ja odwołaj - odparła Marla, słyszac ju¿ dzwiek sygnału dobiegajacy z daleka, od wzgórza. Spojrzała Nickowi błagalnie w oczy i dotkneła jego reki. - Prosze. - Na litosc boska, ja to zrobie - powiedziała Eugenia. - A potem zadzwonie do Aleksa i powiem mu, ¿eby pojechał do kliniki. Jestem pewna, ¿e Phil nie bedzie miał nic przeciw temu. - Spojrzała na poplamiony dywan. - Zaraz ka¿e tu posprzatac. Marla nie spodziewała sie znalezc sojusznika w tesciowej, ale była wdzieczna za wsparcie. Za ka¿de wsparcie. Eugenia zamachała reka na syna. - Nick, zawieziesz Marle do kliniki, a ja zawiadomie Aleksa. - Na litosc boska... - Zrób, o co cie prosze, dobrze? Choc raz nie stawaj okoniem. - Tego chcesz? - spytał Nick, zwracajac sie do Marli. 225 - Tak, wszystko, byle nie szpital. - Dobrze. Wiec doszlismy do porozumienia. - Eugenia spojrzała na Toma ostrzegawczo i wyciagnawszy z kieszeni pek kluczy, podeszła do drzwi biura Aleksa. Weszła do srodka i po chwili zza półprzymknietych drzwi dobiegł jej głos. - Zdaje sie, ¿e postawiłas na swoim - stwierdził Nick, wstajac. Czy tylko jej sie wydawało, czy istotnie dojrzała w jego oczach wyraz czułosci, błysk współczucia? - Daj mi tylko pare minut, ¿ebym mogła doprowadzic sie do porzadku. - Jakby to było mo¿liwe. Cholera, czuła sie okropnie. Na uginajacych sie nogach Marla wróciła do swojego pokoju, właczyła górne swiatło i zobaczyła bałagan przy łó¿ku. Omijajac kału¿e wody i odłamki potłuczonego szkła, przeszła do łazienki. Krzywiac sie, ochlapała twarz zimna woda, delikatnie przepłukała usta, wydmuchała nos, a potem rozebrała sie i szybko obmyła całe ciało gabka. Sygnał nadje¿d¿ajacej karetki najpierw zbli¿ał sie do